22 października 2013

Nenufary

Kończy się powoli październik, w Modlinie mgły, a tu ostatnia w tym roku szansa na odwiedzenie pewnego niezwykłego miejsca. Zabieram więc Was na wycieczkę za miasto, około 80 km od Paryża.
Czy pamiętacie pierwsze ujęcie z filmu Woody Allen'a pt. "O północy w Paryżu"? Główni bohaterowie stoją na łukowatym mosteczku nad stawem. Na wodzie lilie wodne, wokół wierzby płaczące. Tam się właśnie wybieramy, do Giverny.
W tej maleńkiej miejscowości mieszkał Claud Monet, jest tu jego dom, ukochane nenufary i wspaniały ogród kwiatowy. I wygląda to tak pięknie jak na filmie! Zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia. Staw z nenufarami, japoński mostek i otaczająca je zieleń zrobiły na mnie wrażenie wręcz magiczne. Do tego dom, różowy, z zielonymi okiennicami i pnącym się po ścianach bluszczem. Wokół gigantyczny ogród pełen kwiatów. Idealna sceneria dla impresjonisty, nieprawdaż? Rozumiem teraz miłość Monet'a do tego miejsca. 
Malowanie ukochanych nenufarów o wszelkich porach dnia stało się obsesją artysty. Malował je do końca swych dni. Wybudował dla nich nawet specjalną pracownię, ponieważ gigantyczne blejtramy nie mieściły się w domowym atelier. Dziś, te największe można podziwiać w Paryżu, w L'Orangerie, w ogrodach Tuileries przed Luwrem, a największą kolekcję ma chyba Musée Marmottan, szczęśliwy posiadacz "Impresji, wschodu słońca", od której wszystko się zaczęło.
Zwiedzając dom byłam zaskoczona, pełen jest, bowiem, japońskiej porcelany i szkiców gejsz. Nie powinno to dziwić, wszak nawet nad stawem wybudowany jest japoński, łukowaty mostek, który zapewne znacie z licznych obrazów. Do moich ulubionych pomieszczeń należą jadalnia i kuchnia ( ciekawe dlaczego). Ta pierwsza pomalowana jest w jaskrawym odcieniu żółci, meble mają podobny kolor a duży, 16-o osobowy stół, jeśli dobrze pamiętam, z ustawionym na środku wazonem świeżo ciętych kwiatów pobudza mą wyobrażnię. Tuż obok kuchnia, biało-niebieska, z rzędem wiszących na ścianie miedzianych garnków i rondli wszelkich rozmiarów.
Na parterze jest też pracownia, która wygląda dokładnie tak, jak w dniu śmierci artysty. Niektóra oryginały zastąpiono kopiami, ale atmosfera pozostała.
Jeżdżę tam raz do roku na zakończenie lata i spędzam razem z moim mężem kilka uroczych godzin. Kolejna okazja nadaży się dopiero w marcu ( w okresie jesienno-zimowym wszystko jest zamknięte), zatem: aby do wiosny!






13 komentarzy:

  1. ale dupeczka :*
    ostatnie zdjęcie fajne, szkoda, że tyle tam ludzi.

    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. wiesz znam moze z jeden obraz Moneta i absolutnie skojarzyl mi sie z twoimi zdjeciami ... cudne miejsce :)
    a polendwiczki wyszly mi jak marzenie ....pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech mnie ktoś tam teleportuje!

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne zdjęcia, ile tam zieleni ! : )

    OdpowiedzUsuń
  5. piękne miejsce, ale tej jesieni raczej nie zdążę go zwiedzić ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowne miejsce, bardzo romantyczne :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pamiętam z filmu... To absolutnie mój klimat! Chciałabym to wszystko kiedyś zobaczyć na żywo. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za wszystkie komentarze! Może kiedyś wybierzemy się tam razem.. :)) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Pamiętam tą scenę! Film zapadł mi w pamięci a razem z nim ta cudowna sceneria:)
    Chętnie wybrałabym się na taką wycieczkę:) Tylko ilość ludzi mnie troszkę przeraziła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ludzi jest zawsze sporo a my unikamy pełni sezonu. Trudno sobie wyobrazić co się tam dzieje w wakacje. Ale i tak jest cudnie! Pozdrawiam :)

      Usuń
  10. oglądałam film! urokliwe miejsce, ale bez tłumów ludzi byłoby jeszcze piękniej!

    OdpowiedzUsuń